Trzynastoletnia Ewa nie przypuszczała, że wpadnie w sidła toksycznej miłości. Uczucie, którym  obdarzyła starszego  mężczyznę, niszczyło ją od środka – kawałek po kawałku. Przez siedem lat żyła w poczuciu ciągłego strachu i zagrożenia. W końcu nie wytrzymała. Kiedy zabiła, miała zaledwie 20 lat. To miało być morderstwo doskonałe, o którym nikt nigdy nie miał się dowiedzieć.

Ewa i Jan – oboje spragnieni uczucia. Mieszkali w Białym Dunajcu, kilkaset metrów od siebie. 26–letni góral prowadził uporządkowane życie. Pracował jako stolarz, dorabiał na budowie w Zakopanem. Trochę nieśmiały, ale wzbudzający zaufanie i wyjątkowo przystojny. Kochał i był kochany. To była szaleńcza miłość. Ona bardzo młoda, on dwa razy starszy. Spotykali się prawie codziennie. Zawsze nad rzeką. To było ich tajemne miejsce.

– Ja jej kiedyś powiedziałem, że mogłaby sobie znaleźć młodszego,  to powiedziała, że go kocha – wspomina Władysław, brat Janka.

Uczucie  dopadło Janka, gdy Ewa miała zaledwie 13 lat. Oboje  obawiali się, że znajdą się na językach ludzi, więc swoją miłość ukrywali. Ale w końcu znajomi zauważyli, że oboje mają się ku sobie.

„Kochany Janku. Kocham Cię i zawsze będę kochała. Brakuje mi dotyku Twoich ust… na zawsze Twoje kochane dziecko”– pisała w listach Ewa. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że za swoją miłość oboje zapłacą wysoką cenę.

Tajemnicze zniknięcie

 17 lipca 2000 roku Janek skończył pracę i wrócił do domu. Jak zawsze wieczorem pojechał na rowerze do swojej ukochanej.  Od jej domu dzieliło go  zaledwie kilkaset metrów.

– Pamiętam ten moment, kiedy wychodził z domu, tak strasznie padał deszcz, ostatni raz go wtedy widziałem – mówi Władysław.

Gdy następnego dnia Janek nie zjawił się w domu, nikogo to nie zdziwiło, bo wiele razy zostawał u Ewy na noc. Tym razem miało być podobnie. Tak wydawało się jego bliskim.

Kiedy po kilku dniach matka Janka przypadkowo spotkała Ewę na ulicy i zapytała o syna, nie spodziewała się tego, co usłyszy. Dziewczyna ze zdziwieniem odpowiedziała, że od kilku dni nie pojawił się u niej w domu.

Rodzina górala natychmiast rozpoczęła poszukiwania. Na własną rękę, bo funkcjonariusze do żadnych działań się nie kwapili. Dorosły człowiek, pewnie gdzieś wyjechał, zresztą nie musi się nikomu tłumaczyć – uspokajali matkę. Ale kobieta nie dała się spławić. Znała syna i wiedziała, że musiało stać się coś złego, bo chłopak nie wyjechałby bez słowa. Po kolejnej wizycie w komisariacie, policjanci w końcu ulegają kobiecie i  wkraczają do akcji. Badają, czy góral miał jakieś długi, zatargi i wrogów. Sprawdzają znajomych, dopytują i gromadzą informacje. We wsi coraz głośniej mówi się, że kilka dni przed zniknięciem Ewa zerwała z Jankiem.

1

Co stało się tamtego lipcowego wieczoru? Czy Janek planował coś, o czym nie wiedzieli jego najbliżsi? Czy słowa, że jedzie do dziewczyny, były tylko pretekstem do opuszczenia domu? Kolejne miesiące poszukiwań nie przynoszą odpowiedzi na żadne z tych pytań. I choć matka upiera się, że Janek nie uciekł i nie zabił się, nikt nie chce jej wierzyć. Po kilku miesiącach policjanci umarzają śledztwo.

W kręgu podejrzeń

Trzy lata później, na prośbę zakopiańskiej policji, akta sprawy trafiają do krakowskiego Archiwum X. Śledczy postanawiają pojechać do Białego Dunajca i ponownie przyjrzeć się tajemniczemu zaginięciu górala. Nie zdradzają kim są, skąd i po co przyjechali. Działają in cognito. W końcu trafiają na ślad, który prowadzi ich do ukochanej Janka.

Ludzie wiedzieli, że romans między Ewą i Jankiem  kończy się, że ona go zaczęła odrzucać, on próbował ją nakłonić, żeby zmieniła zdanie i to wzbudziło nasze podejrzenia – mówi oficer śledczy prowadzący sprawę.

Do tego czasu kobieta zdążyła już wyjść za mąż i urodzić dziecko.  Ślub odbył się zaledwie dziesięć miesięcy po zniknięciu Janka. A gdyby zaginiony wrócił, odnalazłby się? Musiała wiedzieć, że już go więcej nie zobaczy.

Policjanci z Archiwum X nie mają już wątpliwości, że  Ewa musi  coś ukrywać. Po kolejnym przesłuchaniu 25-letnia kobieta pęka i przyznaje, że wcześniej kłamała. Zabiła, bo była nękana. Nie wytrzymała i pozbyła się natrętnego adoratora. Na światło dzienne wychodzą przerażające okoliczności zbrodni.

Kiedy miłość zabija

Ewa chciała uwolnić się ze związku z Jankiem. Czuła się osaczona, nie potrafiła mu się przeciwstawić ani go odrzucić. Mężczyzna zmuszał ja do seksu nawet, gdy miała 13 lat.

– Ich związek, na początku miły przerodził się w związek toksyczny, mężczyzna podporządkował sobie Ewę, traktował ją jak rzecz. Przychodził, kiedy chciał z nią współżyć, dochodziło do przemocy seksualnej  – wyjaśnia prokurator Kazimierz Kozak.

3

Kiedy w życiu Ewy pojawił się ktoś nowy, wówczas dziewczyna chciała zakończyć toksyczną relację i założyć upragnioną rodzinę.  Ale Janek nie pozwalał jej odejść.

Znaleziono motyw, znaleziono sprawcę, ale śledczych wciąż dręczyło jedno pytanie – jak tak młoda, drobna kobieta poradziła sobie z silnym mężczyzną?

 – Ona, nie mogąc znieść tego przedmiotowego traktowania przez Janka, wzięła antydepresanty i środki nasenne. Zaczęła mu dosypywać do jedzenia, do picia i zupy, którą mu dawała – wyjaśnia prokurator.

Tego dnia zrobiła to samo. Kiedy mężczyzna kazał jej rozebrać się i zmusił do seksu, nie wytrzymała. Nasypała proszku do zupy Janka. Gdy zrobił się senny, chwyciła worek nylonowy, przycisnęła głowę poduszką i udusiła. Mężczyzna nie miał siły uwolnić się z zabójczej pętli. Ciało i rower kochanka, Ewa schowała pod podłogą w korytarzu. Była pewna, że tam nikt go nie znajdzie.

Ofiara czy kat?

Podczas procesu obrońca Ewy tłumaczył, że dziewczyna nie do końca wiedziała co robi, działała pod wpływem silnych emocji, usprawiedliwionych okolicznościami. Mężczyzna znęcał się nad nią i zmuszał do współżycia. Przez lata nie mogła nikomu o swoim koszmarze nic powiedzieć. Zresztą nie miała komu.  Wychowywana przez babcię, bez przyjaciół i wsparcia rodziny, mogła liczyć tylko na siebie. Bała się Janka, był od niej starszy i silniejszy. Choć wyszła za mąż, świadomość tego co zrobiła nie pozwoliła jej wrócić do normalnego życia. Popadła w depresję. Chciała zabić siebie i swoje dziecko. Przyznała, że  poczuła ulgę, gdy policjanci odkryli prawdę.

fot-2

Sąd wydał najłagodniejszy z możliwych wyroków. Skazał Ewę na cztery lata więzienia.

Sądowa kara nie była jednak najwyższą. Jej mąż odebrał jej dziecko i wyjechał do Anglii. Razem z jej własną siostrą.

Beata Oleś

Zobacz również: